104 Kto, kiedy, jak i po co wynalazł tzw. naród żydowski 01

Kto, kiedy, jak i po co wynalazł tzw. naród żydowski? Niby wszystko jest jasne i oczywiste… Pustynna tradycja stwierdza to i tamto, tyle tylko, że jak się temu wszystkiemu przyjrzeć bliżej, jak te warstwy kłamstw tylko zacząć skrobać, no to dochodzi się nieodmiennie do tych samych wniosków, że coś bardzo, ale to bardzo tu śmierdzi i nic nie jest tam takie, jak nam różni tacy wmawiali i nadal wmawiają.

(Sprawę genetyki związanej z tym zagadnieniem na razie zupełnie pomijam, ale przedsmak tego, z czym wkrótce spotkacie się tutaj, można wyczytać w oficjalnej wersji wiadomości, czyli najprawdziwiej prawdziwie prawdziwej pustynnej prawdy, która można bez trudu znaleźć, w podanym niżej odnośniku, odwołującym się do anglojęzycznej wersji wikipedii)…

Na razie nie będę się cofał do tzw. Ezechiela, od którego uważam wszystko to, co nazywamy pustynną tradycją tak na dobre zaczęło się. Zrobię to innym razem, ale ktoś kto ma ochotę może zapoznać się ze wstępem do dziejów pustynnej tradycji, jak i podstaw genetycznych tzw. narodu żydowskiego, hebrajskiego, izraelskiego itp, czy jak to zwał tu: https://skribh.wordpress.com/2015/04/01/18-chow-wsobny-kazirodztwo-i-takie-tam-a-tradycja-slowian-01/

Tym czasem proszę poczytać, co na ten temat mają do powiedzenia inni znawcy tego tematu…

http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,273145
(…)
Sporo w tym racji o tyle, że dzisiejszy naród żydowski (jak wszystkie inne) został wymyślony w XiX wieku. Także mit „Ziemi Odzyskanej” w Palestynie został doklejony w dużej mierze na siłę do faktycznego osadnictwa żydowskiego w Palestynie, które ruszyło na dobre po deklaracji Balfoura (1917), ale, że nadawał faktom dokonanym zgrabną legitymację „historyczną” i/lub „metafizyczną” – jak kto lubi, to i nie dziwota, że przyjął się, aż miło. Dla twórców syjonizmu koncepcja Palestyny jako obszaru przyszłego państwa żydowskiego wcale oczywista nie była – istniały pomysły, by takowe utworzyć gdzieś we wschodniej Europie czy też w Ugandzie (za tym rozwiązaniem opowiadał się początkowo sam Theodor Hertzl). Prawdą jest wreszcie, że na przełomie er żydzi rozproszeni po Imperium Rzymskim uprawiali agresywny i całkiem skuteczny prozelityzm, stąd faktycznie wielu europejskich żydów/Żydów genetycznie z Bliskim Wschodem może mieć mało wspólnego. Bardzo duże wątpliwości budzi za to teoria chazarskiego pochodzenia większości Żydów polskich: przeciw przemawiają dokumenty historyczne polskie i zagraniczne, a zwłaszcza fakt używania przez polskich Żydów jidisz należącego do dialektów niemieckich.

P.S. Tak na pewno, to nie przypomnę sobie kto, ale chyba sam Mosze Dajan miał ponoć powiedzieć, znużony ciągłym nap…..laniem się z Arabami: „K.rwa mać! Trzeba jednak było brać tę Ugandę!”
(…)

The Invention of the Jewish People-Cover.jpg

http://en.wikipedia.org/wiki/The_Invention_of_the_Jewish_People


http://www.gandalf.com.pl/b/kiedy-i-jak-wynaleziono-narod-zydowski-a/
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski
Shlomo Sand
Wydawnictwo: Dialog
Oprawa: miękka
Ilość stron: 436
Wysyłamy w: 5 – 7 dni + czas dostawy
Nasza cena: 53,42

(…)
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski – opis produktu:
Kiedy powstał naród żydowski? Cztery tysiące lat temu, czy też wyszedł spod pióra żydowskich historyków w XIX w., którzy wykorzystując tradycję biblijną odtworzyli dzieje ludu, stanowiące podstawę do kształtowania przyszłego narodu? W duchu historii kontrafaktycznej profesor Shlomo Sand zabiera nas w podróż przez „długą” historię Żydów. Czy mieszkańcy Judei zostali wypędzeni po zburzeniu Drugiej Świątyni w 70 r. n.e., czy jest to chrześcijański mit, który przeniknął do żydowskiej tradycji? Autor pokazuje, jak od XIX wieku czas biblijny zaczął być traktowany przez pierwszych syjonistów jako czas historyczny, czas narodzin narodu. Nie jest to kronika wydarzeń, ale przede wszystkim krytyka obowiązujących historycznych dogmatów. Autor rozpoczyna od pytania zadanego przez historyka Marcela Detienne’a: jak „odnacjonalizować” historie narodowe? Próbuje też wskazać co było faktem, a co projektem w przeszłość narodowych marzeń.

Shlomo Sand – profesor historii na uniwersytecie w Tel Awiwie urodził się w Linzu (Austria) w 1946 roku. Zajmuje się historią idei i rolą inteligencji we współczesnym społeczeństwie, związkami kina z historią oraz rolą idei narodowej w budowie państw. Tematom tym poświęcił wiele artykułów i książek w językach francuskim, angielskim i hebrajskim.

Tytuł oryginalny: Matai ve’ekh humtza ha’am hayehudi
Tłumaczenie: Hanna Zbonikowska-Bernatowicz
Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski – wybrana recenzja:

markusek 21 grudzień 2012
mam wielką prośbę do „historyka” komentującego tą książkę 09-06-2010 roku aby podał choć jedno dzieło naukowe mówiące o wypędzeniu Żydów z Palestyny przez Rzymian! jesli znajdzie to może autora tej książki nazywać „nawiedzonym nieszczęśnikiem”. Rzymianie NIGDY nie wypedzali tubylców z podbitych ziem- z tego jednego powodu- oni te ziemie podbijali żeby czerpać zyski z pracy podbitych ludów więc „nawiedzonym” mogę nazwać Ciebie szanowny „historyku” czy raczej histEryku. Pozycja bardzo ciekawa, wiarygodna i naprawdę warta przeczytania. Nauczycie się odróżniać Żydów od Syjonistów mniej więcej tak jak Niemców od Nazistów
(…)

http://www.wydawnictwodialog.pl/index.php?route=product/product&product_id=440
KIEDY I JAK WYNALEZIONO NARÓD ŻYDOWSKI
Pozycja dostępna w promocyjnej cenie w wersji elektronicznej [EPUB|MOBI]
Autor: Sand Shlomo
Tytuł oryginalny: Matai ve’ekh humtza ha’am hayehudi
Tłumaczenie: Hanna Zbonikowska-Bernatowicz
Wydanie: Warszawa 2014, wyd. II
Ilość stron: 434
Rozmiar: 165×235 [mm]
ISBN: 978-83-63778-58-3
Dostępność: W magazynie
32.00 zł

Kiedy powstał naród żydowski? Cztery tysiące lat temu, czy też wyszedł spod pióra żydowskich historyków w XIX w., którzy wykorzystując tradycję biblijną odtworzyli dzieje ludu, stanowiące podstawę do kształtowania przyszłego narodu?

W duchu historii kontrafaktycznej profesor Shlomo Sand zabiera nas w podróż przez „długą” historię Żydów. Czy mieszkańcy Judei zostali wypędzeni po zburzeniu Drugiej Świątyni w 70 r. n.e., czy jest to chrześcijański mit, który przeniknął do żydowskiej tradycji? Autor pokazuje, jak od XIX wieku czas biblijny zaczął być traktowany przez pierwszych syjonistów jako czas historyczny, czas narodzin narodu.

Nie jest to kronika wydarzeń, ale przede wszystkim krytyka obowiązujących historycznych dogmatów. Autor rozpoczyna od pytania zadanego przez historyka Marcela Detienne’a: jak „odnacjonalizować” historie narodowe? Próbuje też wskazać co było faktem, a co projekcją w przeszłość narodowych marzeń.

Shlomo Sand, profesor historii na uniwersytecie w Tel Awiwie urodził się w Linzu (Austria) w 1946 roku. Zajmuje się historią idei i rolą inteligencji we współczesnym społeczeństwie, związkami kina z historią oraz rolą idei narodowej w budowie państw. Tematom tym poświęcił wiele artykułów i książek w językach francuskim, angielskim i hebrajskim.

Grzegorz Krzywiec – Nowe Książki on 04/06/20122 opinie
Burzyciel okopów Shlomo Sand, izraelski politolog i historyk, jeden z najwybitniejszych znawców dorobku George’a Sorela, nie był znany dotąd polskiemu czytelnikowi. Wkroczył do światowej historiografii dziełem o charakterze tyle prowokatorskim, ile intelektualnie stymulującym. W wąskim tego słowa rozumieniu jego praca stanowi próbę adaptacji nowoczesnych teorii o narodzie do przypadku społeczeństwa izraelskiego. W tym względzie podążył śladami swoich anglosaskich nauczycieli: Ernsta Gellnera, Erica Hobsbawma i Benedicta Andersona. Książka jest jedną z najbardziej dyskutowanych publikacji ostatnich lat. Najżywsza debata odbyła się chyba we Francji, gdzie autor nie tylko otrzymał nagrodę Prix Aujourd’hui, ale też jego tezy spotkały się z olbrzymim odzewem społecznym, Ze szczególną pasją i roznamiętnieniem Sand atakuje dziewiętnasto- i dwudziestowieczne historiografie. Najbardziej postponowani autorzy to niemiecko-żydowski historyk Heinrich Graetz i rosyjsko-żydowski historyk Szymon Dubnow. Lektura katalogu uproszczeń, błędów i zmyśleń, które ugruntowały się za ich sprawą, nawet dziś na historyku robi szokujące wrażenie. Nieco żartobliwie rzecz ujmując, na ławie oskarżonych znowu znaleźli się przede wszystkim osławieni niemieccy profesorowie z XIX wieku. To „niemieckie ukąszenie” wywołało głębokie skutki. Na rozprawę z wieloma wyobrażeniami narodowymi, których korzenie w większości sięgają przełomu ubiegłych stuleci, badacz wyruszył niczym na ekspedycję karną. Jego esej, pisany z werwą, zadziwiający erudycją i wielostronnością zainteresowań i obserwacji, nie powinien przejść bez echa. Encyklopedyczny zestaw informacji połączony z błyskotliwą narracją daje mu wszelkie prawa, by głosić swoje votum separatum. Z punktu widzenia naukowego najtrwalsze okażą się, jak można sądzić, nie tyle jednak retoryczne pojedynki Sanda z Graetzem czy innymi klasykami żydowskiej historiografii, ile już na pierwszy rzut oka obrazoburcza teza o chazarskim pochodzeniu wschodnioeuropejskich, w tym polskich Żydów czy uznanie, że współcześni Palestyńczycy to endemiczna ludność obecnego państwa Izrael. Te wątki jeszcze nie raz i nie dwa będą weryfikowane i przepracowywane. Rozrachunkowy tom Sanda, ukazujący się w Polsce niedługo po Idith Zertal „Naród i śmierć. Zagłada w dyskursie i polityce Izraela”, dobrze odtwarza napięcia i konflikty, które rozdzierają izraelską opinię publiczną. Całość tego przemyślanego i świetnie przeprowadzonego wywodu prowadzi do bardzo już współczesnej diagnozy izraelskiej polityki, co dobrze oddaje również solidnie przywoływany aparat naukowy. Oczywiście, dodajmy dla porządku, nie jest to tekst prezentystyczny i każda z pięciu części może być czytana odrębnie, bowiem każda stanowi organiczną całość. Autor bardziej niż pojedynkami interesuje się stanem izraelskiej świadomości narodowej i przetrwaniem państwa Izrael. Czasami czytelnik może się żachnąć na ślady rozumowania na skróty. Zwłaszcza bowiem w ostatnich partiach pracy Shlomo Sand zdaje się przykrawać poglądy swoich polemistów na użytek własnego rozumowania. Taki charakter ma na przykład zawarta w rozdziale piątym polemika z czołowymi prawnikami izraelskimi. Nie jest to jednak antyizraelska agitka, choć autor nie unika publicystycznych wypadów i zaangażowanej polemiki. Ostatni, najbardziej „bieżący” rozdział książki wypada chyba jednak najmniej przekonująco. Wszystko to nie zmienia przecież faktu, że Sand pisze w nim o systemie, który faktycznie zasadza się na etnicznym rozumieniu obywatelskości („państwo ludu żydowskiego”), gdzie wpływ religii, w tym tej tradycyjnie pojmowanej, jest szeroki i niewiele wskazuje, by miał się zmienić. To właśnie więzy krwi, nie zaś zamieszkanie czy urodzenie, a więc nawet sam fakt obywatelstwa, oddają w pełni istotę praw politycznych w Izraelu. Ich funkcja prymarna ciągle decyduje o polityce państwa. I nieuchronnie dominuje w świadomości publicznej nad innymi postawami i zachowaniami społecznymi. Już zatem samo istnienie jakiejś „etnicznej demokracji” – tu Sand przywołuje znaną wśród politologów koncepcję José Juana Linza, przysposobioną na warunki izraelskie przez Sammy Smootha – budzić musi sprzeciw i dyskomfort w liberalnej opinii świata. Inną sprawą jest natomiast, że społeczność, która hołduje temu wzorowi, ma stałe poczucie zagrożenia. Można się z nim nie zgadzać, zżymać na jego uproszczenia – i stanowczo przeciw niemu występować, jak czyni autor – ale to właśnie ów moralny konsensus wśród izraelskiej opinii, oparty na poczuciu strachu, uskrzydla takie rozumienie polityczności. Czy więc mieszanka erudycyjnego, historiograficzno-politologicznego wykładu wraz z zaangażowaną diagnozą izraelskiego establishmentu, jaką Shlomo Sand przedstawia, może skutecznie się konfrontować z projektem ideologicznym wyrastającym z doświadczenia diaspory, traumy Zagłady, wreszcie karmiącym się zagrożeniem i stałym konfliktem ze światem arabskim? Nie negując podstawowej dla tego rodzaju prac funkcji demaskatorskiej, należy chyba wyrazić swoją wątpliwość. W błyskotliwej problematyzacji fenomenu współczesnej izraelskości, postawionej przez autora, można dostrzec wiele śladów doświadczeń wschodnioeuropejskich. Nie tylko z powodów sentymentalnych Snad przywołuje wielokrotnie swoje polskie korzenie. Czytelnikowi warto zwrócić uwagę na miniesej „Od mitu etnicznego do obywatelskiego świata wyobrażeń”, który jest dedykacją, a może wręcz hołdem dla jednego z ojców nowoczesnych badań nad narodem, Hansa Kohna. Być może jest tu jeden z kluczy interpretacyjnych do książki. Także z tych wywodów nietrudno wydobyć analogię z kontekstem Środkowej i Wschodniej Europy, tutejszymi próbami mierzenia się z etnocentrycznymi tożsamościami, co nadaje całej opowieści jeśli nawet nie uniwersalny, to przynajmniej ponadnarodowy charakter. Żydowskość, przekonuje wytrwale autor, to suma wielu różnorodnych doświadczeń także wśród samej społeczności żydowskiej. Postulat, by demokracja etniczna stała się wieloetniczna i wielokulturowa, owo „paradygmatyczne przeobrażenie”, do którego wzywa, nie jest zatem kolejną utopią. Najważniejszym wnioskiem płynącym z lektury książki Sanda jest konieczność, wręcz nieodzowność rewizji modelu tożsamości zbiorowej, który stał się przedmiotem jego rozważań. Przede wszystkim dla przetrwania Izraela. Ten przenikliwy esej z pewnością bardziej niż niejedna rozprawa naukowa da do myślenia wielu bezkrytycznym sympatykom polityki Izraela, czy jednak zmieni coś w samym państwie żydowskim? Od tego pozatekstowego wymiaru lektury ciężko tu przecież abstrahować. Grzegorz Krzywiec, „Nowe Książki” nr 4/2012

Igor Rakowski-Kłos – Gazeta Wyborcza on 06/12/20112 opinie
Kontrowersyjna książka „Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski” Shlomo Sanda ukazała się w Polsce. Izraelski historyk zaczyna ją od przytoczenia historii swojego dziadka – łódzkiego Żyda. Naród żydowski nie istnieje. Żydzi nie zostali wygnani z Palestyny przez Rzymian. Członek Hamasu jest bliżej spokrewniony z antycznymi Żydami niż izraelski żołnierz, z którym walczy. Hitler na płaszczyźnie umysłowej zwyciężył w Izraelu. Takie sądy głosi Shlomo Sand, historyk, profesor Uniwersytetu w Tel Awiwie. Jego książka wywołała lawinę kontrowersji, a okupacja izraelskich list bestsellerów przez 19 tygodni sprawiła, że szybko znalazła wydawców w USA, Niemczech, Rosji i Francji. Sand w błyskotliwy sposób demontuje mit, który legł u podstaw syjonizmu – doktryny, na której zbudowano państwo Izrael. Historyk opisuje „naród żydowski” jako zlepek różnych ludów, które nawróciły się na judaizm, a nie miały wspólnych przodków, którzy niegdyś opuścili Ziemię Obiecaną. Nie ma żadnej genetycznej łączności pomiędzy potomkami tureckich Chazarów a czarnoskórymi Felaszami z Etiopii, mimo że wszyscy są Żydami. Gdzie są więc potomkowie tamtych „prawdziwych” Żydów? Po podbiciu Bliskiego Wschodu przez Arabów przeszli na islam i dziś są nazywani Palestyńczykami. Według Sanda trzeźwe spojrzenie na etniczną tożsamość Izraelczyków może odmienić sytuację na Bliskim Wschodzie. „Skoro przeszłość narodu wywodzi się głównie z onirycznego mitu, dlaczego nie zacząć zmieniać przyszłości, zanim zamieni się ona w koszmar?” – pyta. Porzucenie nacjonalistycznych złudzeń, które doprowadzają do rasistowskich praktyk, pomoże przekształcić Izrael w państwo otwarte na wielokulturową i wieloetniczną tożsamość jego obywateli – już nie Żydów, ale Izraelczyków. „Przetłumaczenie tej książki na język polski budzi we mnie pewne wzruszenie z oczywistego powodu. Uważam się za Izraelczyka, lecz jestem w pełni świadomy moich polsko-żydowskich korzeni” – pisze Sand w przedmowie do polskiego wydania. Historia ojca Sanda rozpoczyna książkę – jest pierwszą z serii biograficznych opowieści ukazujących płynną tożsamość Izraelczyków. Przykłady z życia wzięte stanowią ramę dla późniejszych tez. „Już na początku tej książki czytelnik przekona się, że ani mój ojciec, ani moja matka nigdy nie zapomnieli o Polsce. Choć nie mogli pozostać w niegościnnej i zrujnowanej Łodzi, dokąd powrócili zaraz po wojnie, nigdy nie czuli żalu do Polski, traktując ją zawsze jako swoją poprzednią ojczyznę” – pisze Sand. Ojciec Sanda – Szolek, późniejszy Shaulem – urodził się w 1910 r. w Łodzi. Jego ojciec zmarł na hiszpankę pod koniec I wojny światowej. Nędza zmusiła matkę Szolka do ciężkiej pracy szwaczki. Dwoje z trojga jej dzieci zostało umieszczonych w żydowskim ośrodku pomocy. Jedynie najmłodszy Szolek pozostał w domu. „Przez kilka lat uczęszczał do szkoły talmudycznej, lecz z powodu ubóstwa matki szybko wylądował na ulicy i od najmłodszych lat musiał pracować w rozmaitych warsztatach tkackich. Takie były realia życia w Łodzi, polskim centrum włókiennictwa” – pisze Sand. Niedostatek pieniędzy wpłynął na niedostatek wiary. Szolek, którego matka po pogorszeniu sytuacji materialnej została przesunięta do ostatniego rzędu w synagodze, oddalił się od wierzącej części żydowskiej wspólnoty. Tak jak wielu jego rówieśników przystąpił do ruchu komunistycznego. „Jego wyobraźnia żywiła się wizją socjalistyczną, która ukształtowała jego umysł. Dzięki niej, pomimo codziennej ciężkiej pracy, nauczył się czytać i myśleć” – pisze Sand. Lekturowe fascynacje pismami Engelsa i Lenina kontynuował podczas sześcioletniego pobytu w więzieniu. W międzywojennej Polsce antykomunistyczna psychoza sprawiła, że samo posądzenie o lewicowe poglądy groziło aresztowaniem. Po zajęciu Łodzi przez hitlerowców Szolek z żoną uciekł do ZSRR. Stamtąd oboje zostali wysłani do Uzbekistanu. Młody komunista nie mógł zabrać z sobą matki – była zbyt stara i zbyt słaba. Znalazła się później wśród pierwszych deportowanych z łódzkiego getta. W 1945 r. Szolek z żoną i dwójką malutkich dzieci powrócili na chwilę do Polski, by po trzyletniej tułaczce znaleźć się w Hajfie. W Izraelu czuł się, jakby ukradł ziemię innemu. Obco. „Nie w stosunku do sabr (Żydów urodzonych w Izraelu), pełnych pogardy dla »jidyszysty «, którym był, lecz wobec natury – wiatry pustyni źle na niego wpływały i jedynie pogłębiały jego tęsknotę za grubą warstwą śniegu pokrywającą ulice Łodzi”. Odczuwał nostalgię za „Jidyszlandem” w Europie Środkowej. Mimo porzucenia przed laty judaizmu i większego przywiązania do idei komunistycznej niż syjonistycznej został zmuszony do wyraźnej religijnej i etnicznej deklaracji, którą w jego dowodzie osobistym skrupulatnie odnotował urzędnik państwowy. „W tymże dokumencie państwo przyznało mu tożsamość narodową i religijną żydowską, gdyż w latach sześćdziesiątych wpisanie takiego wyznania było narzucane obywatelom, nawet tym uparcie niewierzącym”. Ale gdy umarł, nad jego grobem starzy towarzysze odśpiewali „Międzynarodówkę”. Historia Szolka jest typowa w co najmniej kilku punktach. Odrzucił judaizm i stał się członkiem świeckiej kultury jidysz wspieranej także przez ruchy lewicowe. Po na poły przymusowym, na poły przypadkowym znalezieniu się w Izraelu nie podzielał idei, którą na sztandary wpisali twórcy państwa Izrael. Administracyjna i ideologiczna machina spłaszczyła te wszystkie tożsamościowe chropowatości w imię iluzji etnicznej i religijnej jedności.

http://www.wydawnictwodialog.pl/index.php?route=product/product&product_id=556
KIEDY I JAK WYNALEZIONO ZIEMIĘ IZRAELA. OD ZIEMI ŚWIĘTEJ DO OJCZYZNY
Pozycja dostępna w promocyjnej cenie w wersji elektronicznej [EPUB|MOBI]
Autor: Sand Shlomo
Tytuł oryginalny: Matai ve’ekh humtzea eretz Israel?
Tłumaczenie: Michał Kozłowski
Wydanie: Warszawa 2015
Ilość stron: 300
Rozmiar: 165×235 [mm]
ISBN: 978-83-8002-102-0
Dostępność: W magazynie
29.90 zł

„Kiedy i jak wynaleziono Ziemię Izraela” to kontynuacja fascynującej i kontrowersyjnej książki „Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski”, w której profesor Shlomo Sand rozwija zarysowane wcześniej wątki i daje wykład na temat historii Ziemi Izraela. Samo pojęcie „Ziemia Izraela” kryje w sobie pewną tajemnicę – za sprawą jakiej alchemii biblijna Ziemia Święta przekształciła się w nowożytną ojczyznę, z obywatelami, instytucjami politycznymi, granicami i armią służącą do ich obrony? Profesor Shlomo Sand zdekonstruował już mit wiecznego istnienia narodu żydowskiego, teraz zaś czyni to samo z legendami dławiącymi państwo Izrael, biorąc pod lupę tajemnicze, święte terytorium, ową Ziemię Obiecaną, do której Naród Wybrany ma mieć niezbywalne prawo. Czy pojęcie ojczyzny występuje już w Biblii i w Talmudzie? Czy wyznawcy religii mojżeszowej zawsze pragnęli żyć na Bliskim Wschodzie? Jak wyjaśnić fakt, że dziś większość ich potomków wcale nie ma ochoty tam mieszkać? I w końcu jak się ma sprawa z nieżydowskimi mieszkańcami tych ziem – mają prawo na niej żyć czy nie?

Shlomo Sand, profesor historii na uniwersytecie w Tel Awiwie, urodził się w Linzu (Austria) w 1946 roku. Zajmuje się przede wszystkim historią idei oraz rolą myśli narodowej w budowie państw. W Polsce ukazały się dotychczas jego dwie najbardziej znane książki – „Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski” oraz „Dlaczego przestałem być Żydem. Spojrzenie Izraelczyka”.

http://www.wydawnictwodialog.pl/index.php?route=product/product&manufacturer_id=384&product_id=541
DLACZEGO PRZESTAŁEM BYĆ ŻYDEM. SPOJRZENIE IZRAELCZYKA
Pozycja dostępna w promocyjnej cenie w wersji elektronicznej [EPUB|MOBI]
3 opinie 3 opinie | Napisz opinię
Autor: Sand Shlomo
Tytuł oryginalny: Comment j’ai cessé d’être juif. Un regard israélien
Tłumaczenie: Iwona Badowska
Wydanie: Warszawa 2014
Ilość stron: 140
Rozmiar: 145×205 [mm]
ISBN: 978-83-63778-68-2
Dostępność: W magazynie
24.00 zł

„Ponieważ źle znoszę fakt, że prawo izraelskie narzuca mi przynależność do jakiejś fikcyjnej wspólnoty etnicznej, a jeszcze gorzej konieczność prezentowania się reszcie świata jako członek klubu wybranych, przeto oświadczam, że chcę podać się do dymisji i przestać uważać siebie za Żyda” Shlomo Sand

Shlomo Sand, profesor historii na uniwersytecie w Tel Awiwie urodził się w Linzu (Austria) w 1946 roku. Zajmuje się historią idei i rolą inteligencji we współczesnym społeczeństwie, związkami kina z historią oraz rolą idei narodowej w budowie państw. Tematom tym poświęcił wiele artykułów i książek w językach francuskim, angielskim i hebrajskim.

Janina Kastel – „Nowe Książki” on 19/01/20153 opinie
Shlomo Sand, przywołując czynniki historyczne, społeczne i religijne, stawia pytanie, kim jest Żyd, kim Izraelczyk. Podstawowym źródłem sprzeczności okazują się uwarunkowania polityczne i prawodawstwo. Fakt, iż matka autora była Żydówką, stawia go w sytuacji odmiennej od statusu nieżydowskich mieszkańców Izraela. Nie wynika to z wiary, gdyż Sand jest człowiekiem niewierzącym. „Skutkiem tego – skutkiem niewiary w Boga Żydów, czy jakąkolwiek Istotę Najwyższą – mam związane ręce i nogi, tkwię w pułapce mojej niedorzecznej tożsamości”. I nie wynika to jedynie z zasad prożydowskiej polityki Izraela; problemy biorą się również z zasad Prawa Powrotu, które opiera się na tożsamości matki, babki, prababki, czyli wyznacznika krwi, jak też prawa religijnego (Żyd imigrujący nie może wyznawać innej religii niż judaizm, niezależnie od tego, czy obywatel państwa Izrael wierzy w Boga, czy nie). Dla autora to sprawa bolesna. Jego esej stanowi „rozpaczliwą próbę uwolnienia się od tych deterministycznych kleszczy”. Wyznanie człowieka traktującego ideały równości i sprawiedliwości społecznej jako mające zasadnicze znaczenie. Na kształt współczesnego Izraela ogromny wpływ wywierają kolejne fale imigracji. Sand przypomina o problemach ludności, której językiem ojczystym był jidysz, ludności pogardzanej przez hebrajskich syjonistów. Także przybyszów z północnej Afryki i z Iraku dyskryminowano jako imigrantów „orientalnych”. Arabski – „język wroga” – był źle widziany, choć w tradycji żydowskiej wielkie dzieła średniowieczne (np. Majmonidesa) pisano często po arabsku. Niwelowanie różnic, mimo wielorakich trudności, umożliwia unifikację społeczną i tworzenie państwowości Izraela. W miejsce tradycji religijnej pojawił się laicki syjonizm, który „zawładnął mitem religijnym o potomstwie Abrahama i chrześcijańską legendą o narodzie przeklętym i tułaczym, skazanym na wygnanie przez własne grzechy”. Uczynił to nad wyraz skutecznie i szybko, dzięki powszechnej edukacji w języku hebrajskim i obowiązkowej służbie wojskowej. Ważnym elementem tworzącym izraelską tożsamość jest pamięć o Zagładzie. Sand przypomina, że jako nieodłączna część izraelskiej edukacji i polityki historycznej pojawiła się dopiero w latach 70. „Ustanowienie swoistego rytuału wokół Zagłady również ułatwia zachowanie żydowskiej tożsamości, odrębnej i wyłącznej”. We współczesnym Izraelu nadal sprawia trudności odpowiedź na pytanie, kto jest Żydem. Biorą się one m.in. z sytuacji małżeństw mieszanych, częstych wśród nowych imigrantów. Brak regulacji prawnych dotyczących związków cywilnych narzuca kodyfikację religijną małżeństw, która zakłada segregację. Powiązanie Izraela z religią żydowską dotyczy również niewierzących. „Dawne elity intelektualne i część laickiej klasy średniej nie przestają uskarżać się na religijne skrępowanie. ( … ) Chcą pozostać żydowskie, ale bez judaizmu, nie dostrzegając, że to rzecz niemożliwa”. Żydzi są w Izraelu obywatelami uprzywilejowanymi wobec mniejszości arabskiej, która nie ma prawa nabywać ziemi ani swobodnie się przemieszczać. Liczne akty dyskryminacji dokonywanej (zgodnie z prawem) w Izraelu wobec Arabów budzą ostry sprzeciw autora. „Dlaczego ktoś – pyta Sand – kto nie jest ortodoksyjnym wierzącym, lecz humanistą, demokratą czy liberałem, i ma chociaż odrobinę uczciwości, określa siebie jako Żyda”. Książka to bardzo osobista, ale emocje eseisty poparte zostały argumentacją historyczną. Choć nie jest ona pracą naukową, stanowi ciekawą alternatywę dla historii Bliskiego Wschodu przedstawionej z punktu widzenia zwolenników syjonizmu. W podsumowaniu Shlomo Sand oświadcza, że „podaje się do dymisji i przestaje uważać się za Żyda”. Nie ma złudzeń co do tego, że zostanie powszechnie zrozumiany. Życie w społeczeństwie izraelskim „stało się dla mnie nie do zniesienia, ale, muszę to wyznać, równie ciężko jest mi żyć gdzie indziej”. Jaka jest alternatywa? Sand pisze o wizji przyszłości, być może utopijnej, w której swoją tożsamość określa jako izraelickość. ,,Jako formacja polityczno-kulturowa, a nie »etniczna« – może się stać potencjalną tożsamością, otwartą i scalającą”. Autor przywiązany jest głęboko do hebrajszczyzny, Tel Awiwu, kafejek i książek. Ta nostalgia za zinterioryzowaną ojczyzną, która jednak daleka jest od wymarzonego ideału, budzi żal. Mimo wszystko Shlomo Sand kończy nie bez nadziei, którą przywołuje – o ironio! – cytując Teodora Herzla. Janina Kastel, „Nowe Książki”, nr 1/2015

Marek Beylin – Gazeta Wyborcza on 15/12/20143 opinie
DYSYDENT Z TEL AWIWU Zmitologizowana pamięć, niechęć do dzielenia się statusem ofiary, pogardliwy stosunek do innych – czy my tego skądś nie znamy? To publikacja manifest, lecz nie buńczuczny, tylko podszyty rozpaczą. Izraelczyk Shlomo Sand w książce „Dlaczego przestałem być Żydem” ostro, w pamfletowym tonie rachuje się z własnym państwem, z jego nietolerancją i praktykami dyskryminacyjnymi, głównie wobec Arabów, ale także Żydów. A ponieważ w Polsce nasze rozrachunki z przeszłością i teraźniejszością nader często wywołują oskarżenia o zaprzaństwo, warto poczytać Sanda, by lepiej ujrzeć, jak gniew i bunt przeciw własnym tradycjom stanowią miarę patriotyzmu. Bo Sand jest patriotą Izraela, tam jest jego miejsce, tyle że pragnie, by „Palestyno-Izraelczyk czuł się w Tel Awiwie jak amerykański Żyd w Nowym Jorku”, by „izraelskie dzieci imigrantki chrześcijanki z Afryki były traktowane tak, jak się traktuje w Londynie brytyjskie dzieci imigrantki” z Indii. Otóż nic z tego, pisze Sand, bo dziś Izrael to najbardziej rasistowskie społeczeństwo Zachodu, a właśnie standardy zachodnich demokracji przykłada Sand do swego państwa. Być Żydem w Izraelu oznacza „być obywatelem uprzywilejowanym”. Bo tylko Żyd „może kupować ziemię”, a „obywatel nieżydowski nie ma prawa jej nabyć”. Tylko Żyd, „nawet jeśli przebywa w Izraelu tymczasowo i kiepsko posługuje się hebrajskim”, może zarządzać narodowym bankiem Izraela. Tylko Żyd „nie będzie torturowany, nikt nie będzie przeszukiwać nocą jego domu, nie stanie się przez pomyłkę celem strzału, nie ujrzy ruin swego domostwa zburzonego przez pomyłkę”. To bowiem los Arabów. Ale ofiarami dyskryminacji, już nie wpisanej w prawo, lecz zakorzenionej w obyczajach i forsowanej przez elity, padają także Żydzi. Sand przedstawia historię państwa Izrael jako serię wykluczeń. Niegdyś spychano na margines ocalałych z Zagłady, a jej pamięć lekceważono, bo nowe państwo potrzebowało obrazu Żydów wojowników, a nie Żydów ofiar. Za gorszych, bo niecywilizowanych, uważano też przez pewien czas Żydów ze wschodniej Europy. Język jidysz uchodził za wstydliwy. Nieufność i pogarda świeckich europejskich elit dotykały też żydowskich imigrantów z krajów arabskich budujących swą tożsamość wokół praktyk religijnych. Działo się tak dlatego, że budowniczy Izraela byli Europejczykami, tworzyli więc państwo według zachodnich wzorów demokracji, ale przenosili też europejski nacjonalizm i rasizm. Stąd mamy tam demokrację, która kuleje. Jak twierdzi Sand, przywódcy określali tożsamość nowego państwa nie przez otwartą kategorię izraelskości, lecz przez zamkniętą i mętną formułę żydowskości. W dodatku silnie skojarzoną z religią. Bo nie ma przecież, wywodzi Sand, świeckiej kultury żydowskiej. Twórcy i myśliciele pochodzenia żydowskiego współtworzyli dorobek tych społeczeństw, w których się asymilowali. Owszem, uznawali się za Żydów, odczuwając wspólny żydowski los podczas dramatycznych wydarzeń, jak Julian Tuwim w obliczu Zagłady. Ale w zwykłych czasach ta empatyczna wspólnota znika mimo wysiłków Izraela, by współczesną żydowską tożsamość wykuć wokół pamięci Holocaustu. Tyle że te starania, pisze Sand, grzęzną w niemoralnych praktykach. Nader często bowiem Izrael wyklucza pamięć innych ofiar Zagłady, choćby Romów. W dodatku owe próby definiowania Izraela przez tożsamość żydowską prowadzą do przekonania o istnieniu odwiecznej i niewzruszonej natury tego, co żydowskie. Jakby Izrael przejął na własny użytek antysemickie zawołanie: „Żyd zawsze pozostanie Żydem!”. Toteż tylko niektórym jest dane uzyskać formalny akces do żydowskości, czyli pełnego obywatelstwa Izraela. A gdy ktoś już Żydem zostanie, nie może przestać nim być. Prawo tego nie przewiduje. Wszystko to sprawiło, że Sand, historyk wykształcony w Europie, świecki Żyd, gorący zwolennik otwartej izraelskości, w proteście przeciw zamkniętej, urzędowej tożsamości żydowskiej ogłosił, że składa dymisję ze swej żydowskości i przestaje się uważać za Żyda. Chce być wolnym obywatelem wolnego państwa Izrael. W tym dramatycznym akcie buntu Sand nie pozostawia sobie wiele nadziei na rychłą odmianę Izraela. Ja jednak, czytając tę książkę, myślałem sobie, że dopóki żywy jest tam duch dysydencki, a Sand nie jest w takim myśleniu osamotniony, to Izrael wciąż może się stać lepszym miejscem do życia. Ale przede wszystkim Sand naprowadzał mnie na polskie dylematy. Nierzadko podobne. Zamknięta tożsamość, zmitologizowana pamięć, niechęć do dzielenia się statusem ofiary, bajania o odwiecznej polskości, pogardliwy stosunek do innych – to też nasza codzienność. I nasze z tym zmagania. Marek Beylin, „Gazeta Wyborcza”, Magazyn Świąteczny, 13-14 grudnia 2014

Dorota on 03/10/20143 opinie
To pierwsza książka tego autora, którą czytam i raczej nie ostatnia. Podoba mi sie podejście do tematu i obiektywizm. Książka pozwala zrozumieć dzisiejszy Izrael i ludzi tam zamieszkujących.

http://www.newsweek.pl/kto-wymyslil-zydow,56254,1,1.html
Kto wymyślił Żydów – tłumaczy historyk Shlomo Sand w rozmowie z Maciejem Nowickim

Europa: Zacznijmy od cytatu: „Izrael nie jest państwem demokratycznym, ponieważ definiuje się jako państwo narodu żydowskiego”. Te słowa z pana książki wywołały w Izraelu burzę. Jak je należy rozumieć?

Shlomo Sand: Demokratyczne państwo służy wszystkim swoim obywatelom. Tymczasem Izrael nie jest państwem wszystkich Izraelczyków, lecz jedynie wszystkich Żydów. Nie służy natomiast np. arabskiemu studentowi – obywatelowi Izraela żyjącemu w Izraelu. Dla 20 proc. nie-Żydów Izrael nie jest ich państwem. Jeśli Polska ogłosi jutro, że jest wyłącznie państwem kato-Polaków, a nie wszystkich swoich obywateli, trudno będzie ją nadal nazywać demokracją, chyba się pan z tym zgodzi… Żaden Żyd mieszkający w jednej z liberalnych demokracji zachodnich nie potrafiłby zaakceptować form dyskryminacji, których doświadczają Arabowie mieszkający w Izraelu. Przecież Izrael nie mógłby zostać przyjęty do UE z powodu niedemokratycznego, dyskryminacyjnego charakteru swoich praw.

Jednak w Izraelu partie arabskie mogą uczestniczyć w wyborach, można do woli krytykować rząd. Wolność słowa nie ma właściwie granic, pluralizm przybiera rozmiary nieporównywalne z tym, co się dzieje w krajach sąsiednich.

– A Shlomo Sand, mimo że wydał książkę, która rozwścieczyła wszystkich syjonistów, nadal pracuje na uniwersytecie… Wcale temu nie przeczę. Liberalizm ma jednak w Izraelu swoje granice. Choćby takie, że nie istnieje tu instytucja ślubu cywilnego, nie ma świeckich pogrzebów, transport publiczny nie funkcjonuje w szabas, a prawo własności obywateli arabskich jest systematycznie naruszane. Jednak wątpliwy charakter izraelskiej demokracji wcale nie wynika z tego. Główny problem polega na tym, o czym już mówiłem: Izrael nie należy do wszystkich obywateli. Dlatego jest liberalną etnokracją – liberalną ze względu na panujące tam swobody, a etnokracją ze względu na dominację jednej z grup etnicznych. Na dodatek grupy wymyślonej od podstaw.

Co to znaczy – wymyślonej?

– Naród żydowski został wymyślony w drugiej połowie XIX wieku przez pierwszych syjonistów. Zgodnie z ich wersją historii po wyjściu z Palestyny Żydzi zaczęli błądzić po świecie, dotarli do Warszawy, potem zawrócili i udali się z powrotem do Palestyny, swej pierwotnej ojczyzny. Ta opowieść ma charakter wyłącznie mityczny. Nie ma ani jednej książki naukowej o wygnaniu Żydów z Palestyny. Z prostej przyczyny: bo nic takiego nie miało miejsca. Rzymianie nie wypędzali plemion – nie mieli zresztą ciężarówek i pociągów, aby przenosić całe ludy. Tymczasem niemal każdy człowiek z ulicy wierzy w to, że Żydzi zostali wygnani przez Rzymian.

Pan idzie znacznie dalej, mówiąc, że nie tylko Żydzi nie zostali wygnani, ale co więcej, prawdziwymi spadkobiercami królestwa Judei są Palestyńczycy…

– Myślę, że Ben Gurion nie mylił się w 1919 roku, mówiąc, że większość Palestyńczyków, a właściwie Arabów – bo naród palestyński jeszcze wtedy nie istniał – to potomkowie dawnych Hebrajczyków. Szanse na to, że Palestyńczyk jest potomkiem dawnego Żyda z czasów starożytnych, są tysiąc razy większe niż w przypadku Żyda z Polski, takiego jak ja – mój ojciec urodził się w Łodzi. Dawni Żydzi zostali tam, gdzie byli, a w VII wieku ulegli islamizacji. Pozostaje w takim razie pytanie: skąd wzięli się dzisiejsi Żydzi? Większość wywodzi się z ludów nawróconych na judaizm. Od czasów Machabeuszy, a więc od II w p.n.e., aż do IV wieku n.e. judaizm jest główną religią prozelicką, prowadzi zaciekłą propagandę na swoją rzecz. To nie lud żydowski się rozprzestrzeniał – wbrew temu, co sądzi wielu ludzi. Rozprzestrzeniała się żydowska religia. Gdyby nie konwertyci, judaizm nie miałby żadnego znaczenia.

Ta epoka nawróceń kończy się wraz z nastaniem chrześcijaństwa.

– Żydowski prozelityzm był surowo karany od IV wieku, kiedy chrześcijaństwo stało się w Imperium Rzymskim religią państwową. A potem skończył się również w świecie muzułmańskim. To właśnie wtedy judaizm zaczyna nabierać charakteru zamkniętego. Nie z własnej woli. Zostaje mu to narzucone przez potężną konkurencję ze strony chrześcijaństwa i islamu. Dlatego Żydzi przemieszczają się w regiony peryferyjne, pogańskie – do Jemenu, północnej Afryki. I tam zaczynają nawracać. Podobnie jak na ziemiach między Kijowem a Gruzją, gdzie powstaje królestwo Chazarów, którego władcy przyjmują judaizm. W XX wieku 80 proc. wszystkich Żydów mieszkało w Europie Wschodniej, głównie w Polsce. Oni w żadnym razie nie wywodzą się z Bliskiego Wschodu: ich przodkowie byli Chazarami z domieszką słowiańską czy mongolską. Jak pan widzi, to nie ma nic wspólnego z oficjalną wersją o narodzie wygnanym.

Podkreśla pan, że historia narodu żydowskiego została wymyślona, jest mitem. Ale co właściwie z tego wynika? Przecież naród polski czy francuski też zostały wymyślone. Na dobrą sprawę każdy naród został wymyślony. Jak to ujął Ernst Gellner: „To nie narody stworzyły nacjonalizm, lecz nacjonalizmstworzył narody”.

– Po pierwsze, Izrael jest chyba jedynym miejscem na świecie, gdzie istnieją dwa zupełnie odrębne działy badań historycznych: historia i historia Żydów. „Zwykłym” historykom nie wolno zajmować się historią Żydów. Po drugie, różnica jest oczywista. Polega na tym, że syjonistom udało się wymyślić historię narodu żydowskiego, ale nie udało się stworzyć skończonego produktu, jaki stanowiłby naród żydowski. W przeciwieństwie np. do polskich intelektualistów epoki romantyzmu, którzy wydali na świat odwieczny polski naród. Syjonistom udało się stworzyć za to dwa inne narody: naród palestyński (który przedtem nie istniał i powstał w fazie kolonizacji żydowskiej, w wyniku aktu oporu) oraz naród izraelski, który ma swój język, swoją kulturę, swój teatr, swoje kino, ale syjonizm nie chce uznać go za naród, ponieważ do narodu izraelskiego należą także Arabowie. Nie ma żadnego narodu żydowskiego. Żydzi nie mówią tym samym językiem, nie jedzą tych samych potraw, nie śpiewają tych samych piosenek. Nie rozumiem, po co w ogóle mówi się o narodzie żydowskim. Po co ten blef, ten mit? Dlaczego syjonizm nie może uznać tego cudu, jakim jest religia żydowska? Bo przecież to religia łączyła wszystkich Żydów. Oczywiście wiadomo, dlaczego syjoniści tak postępują: ponieważ religia nie ma przypisanej ziemi, a naród jest do niej przypisany. I dlatego potrzebne jest im to kłamstwo.

Napisał pan książkę, która podaje w wątpliwość wszystkie mity syjonizmu i wszelkie prawa Żydów do osiedlenia się w Izraelu. Stąd następujące pytanie: w jaki sposób może pan nadal mieszkać w Izraelu? I na jakiej podstawie może się pan domagać uznania swego państwa przez Palestyńczyków?

– Odpowiem na to pytanie w dramatyczny sposób: nawet dziecko narodzone w wyniku gwałtu ma prawo żyć. Stworzenie Izraela przez Żydów, z których wielu przeszło przez obozy zagłady, stanowiło akt przemocy przeciwko arabskiej ludności Palestyny. Trzeba jednak zrozumieć jedno: nie sposób wymazać dawnej tragedii, tworząc nową tragedię. To dziecko gwałtu – Izrael – ma prawo żyć. Tyle że trzeba je wychować, aby nie powtórzyło zbrodni dokonanej przez swego ojca…

Skoro nie ma narodu żydowskiego, a jedynym wspólnym mianownikiem jest pana zdaniem judaizm, co począć z tymi wszystkimi ludźmi, którzy uważają się za Żydów, a nie chcą mieć nic wspólnego z religią?

– To bardzo delikatna kwestia. Odpowiem w ten sposób: nietrudno zrozumieć, że po Hitlerze tak dużo osób chce określać się jako Żydzi. Nie widzę w tym żadnego problemu. Istnieje w końcu wiele tożsamości subiektywnych: feministyczna, gejowska itd. Kto chce się uważać za Żyda, ma do tego pełne prawo, mimo że nie istnieje żadna wspólna kultura żydowska ani nie istniała w przeszłości. Mam jednak dwa zastrzeżenia – jeśli ta tożsamość wyraża się wyłącznie poprzez solidarność z militaryzmem izraelskim, wtedy mówię: o nie, nie chcę być jednym z was. Podstawą wspólnej tożsamości nie może być też wyłącznie tragedia Shoah. To dla mnie niewystarczające. Nie można budować wspólnoty wyłącznie na tragedii i śmierci. Dawne życie ludności żydowskiej języka jidysz jest dla mnie zbyt cenne, bym miał w imię śmierci o nim zapomnieć.

Podkreśla pan zasadniczą różnicę między koncepcją narodu w Europie Zachodniej, gdzie przynależność opiera się w ogromnym stopniu na akcie woli – do narodu należy ten, kto chce do niego przystąpić – a koncepcją typową dla Europy Środkowej, gdzie naród opiera się na micie etnicznym, micie wspólnego pochodzenia. I ta druga koncepcja jest znacznie bliższa tej, która dominuje dziś w Izraelu.

– Definicja narodu polskiego w latach 20. i 30. XX wieku nie była wystarczająco republikańska i otwarta. Wszyscy, którzy nie urodzili się w religii katolickiej, a których rodzice byli na dodatek Żydami, Rusinami czy Ukraińcami, nie byli uważani – mimo faktu zamieszkiwania w państwie polskim – za część odwiecznego, umęczonego przez zaborców polskiego narodu. Większość twierdziła, że prawdziwy Polak powinien być katolikiem, podobnie jak dziś prawdziwy Izraelczyk musi być Żydem. Jednak Polska zmieniła się i dzięki europeizacji stała się bardziej otwarta, zmierza w stronę narodu obywatelskiego. Tymczasem w Izraelu coraz bardziej „zapomina się” o zróżnicowanej etnicznie i kulturowo przeszłości Żydów, aby uczynić z nich
etniczny monolit.

To kurczowe trzymanie się definicji etnobiologicznej tłumaczy pewien pozorny paradoks. W przeszłości głównym zwolennikiem Izraela była lewica. Dziś Izrael ma poparcie prawicy, często skrajnej. Nawet dawni antysemici stali się filosemitami. A to dlatego, że tylko w Izraelu mogą się dokopać do koncepcji narodu, jaką sami wyznają. Antysemici uwielbiają operować paralelami między nazizmem a państwem Izrael. Czy nie ma pan żadnych wątpliwości – stosując podobny chwyt retoryczny – pisząc, że gdy chodzi o definiowanie narodu, Hitler odniósł mentalne zwycięstwo w państwie żydowskim?

– Były czasy w Europie, gdy każdy, kto sądził, że Żydzi są narodem obcym, był uważany za antysemitę. Dziś jest przeciwnie: każdy, kto głosi, że Żydzi nie tworzą odrębnego narodu, jest obwoływany wrogiem Izraela. To zwycięstwo idei nazistowskiej, czyli definiowania tożsamości na przesłankach biologicznych. Większość Izraelczyków wierzy, że z genetycznego punktu widzenia ma to samo pochodzenie. Jako że żydowska tożsamość jest tak bardzo krucha, od lat mnożą się w Izraelu laboratoria, które usiłują wykazać istnienie wspólnego dla Żydów DNA, tzw. genu żydowskiego. I ludzie w to wierzą – kiedy np. udzielałem wywiadu „The New York Timesowi”, argumentem obalającym moją książkę miał być sławetny gen żydowski. To tym bardziej żenujące, że nikt poważny już nie wierzy w istnienie czystych ras, nauka już dawno odrzuciła ten pogląd.

Pana krytycy podkreślają: być może Izrael popełnia błędy, ale Shlomo Sand zbyt wiele wymaga od państwa, które chce jedynie przetrwać, a jest otoczone przez śmiertelnych wrogów. To właśnie ta nadzwyczajna sytuacja usprawiedliwia sięganie po nadzwyczajne środki.

– Ale o czym my mówimy? Kto zagraża naszej egzystencji? Ostatnia wojna, która groziła Izraelowi unicestwieniem, toczyła się blisko 40 lat temu. Jesteśmy uzbrojeni po zęby i mamy wsparcie największej potęgi światowej. Ani Egipt, ani Jordania, ani Autonomia Palestyńska nie chcą dziś zlikwidować Izraela. Nawet Syria nie ma zamiaru dziś zniszczyć Izraela. To Izrael sam szuka śmiertelnych wrogów. Jest najgroźniejszym elementem na Bliskim Wschodzie. Nie zgadza się na pokój na podstawie granic z 1967 roku, który proponuje nam świat arabski, i chce być jedynym państwem nuklearnym w regionie…

Cała wina leży po stronie Izraela? Nie obawia się pan nawet Hamasu?

– Nie popieram w żadnym stopniu Hamasu. Ale trzeba zrozumieć, że także Izrael ponosi odpowiedzialność za radykalizm tej organizacji. Robi wszystko, by wpędzić Palestyńczyków w desperację, ponieważ Izrael rozumie wyłącznie jeden język – język siły. Powodem, dla którego dzisiaj nie sposób zawrzeć pokoju na Bliskim Wschodzie, wcale nie są zamachy Palestyńczyków czy ataki rakietowe. Powód jest odwrotny: to słabość Palestyńczyków. Wystarczy sobie przypomnieć, że Izrael zawarł pokój z Sadatem w 1977 roku wyłącznie dlatego, że Egipt odniósł połowiczne zwycięstwo cztery lata wcześniej.

Polityka zagraniczna USA była dotąd w dużym stopniu zależna od Izraela. W Waszyngtonie interesy obu państw uznawano za zbieżne. To zaczyna się zmieniać. Coraz częściej czytamy, że w stosunkach izraelsko-amerykańskich mamy do czynienia z największym kryzysem od lat 70., że polityka kolonizacyjna Izraela zagraża temu, co Obama uważa za niezwykle istotne: próbie uspokojenia stosunków ze światem arabskim. Gdy w czasie niedawnej wizyty Joe Bidena Izrael ogłosił zamiar stworzenia nowych kolonii, Amerykanie byli po prostu wściekli.

– Konflikty między Tel Awiwem a Waszyngtonem będą narastać. Aby wycofać wojska z Iraku, Amerykanie muszą poprawić stosunki z Syrią i Iranem, natomiast Izrael robi wszystko, by takiego odprężenia nie było. Interesy obu państw zaczynają się wyraźnie różnić. Dlatego mam nadzieję, że USA będą nadal wywierać presję w kwestii terytoriów okupowanych, bo nie wydaje mi się, by w samym Izraelu mogły zostać zainicjowane jakiekolwiek zmiany w tym zakresie.

Carter zmusił Izrael do pokoju z Egiptem, Clintonowi nie udało się zmusić Izraela do pokoju z Palestyńczykami. Jak będzie tym razem?

– Trudno powiedzieć, bo amerykańska polityka zagraniczna jest wypadkową stosunku sił pomiędzy grupami nacisku. A jak pan wie, istnieje w USA bardzo silne lobby prosyjonistyczne, które stara się zapobiec wszelkim naciskom na Izrael. Moim zdaniem to lobby jest bardzo groźne dla mojego kraju. Przecież konflikt w Irlandii Północnej skończył się wtedy, gdy lobby irlandzkich katolików w USA przestało udzielać wsparcia IRA, zrezygnowało z wysyłania broni i pieniędzy.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Amosem Ozem. On przez długi czas był orędownikiem pojednania Żydów i Palestyńczyków, wyznał mi jednak, że zrozumiał, iż nie ma na to najmniejszych szans. Zbyt wiele jest wzajemnej nienawiści. Jedynym realistycznym rozwiązaniem wydaje mu się natychmiastowy rozwód.

– Fakt, że Oz, którego pacyfizm szanuję, sięga po podobne argumenty, co najmniej mnie dziwi. Idea całkowitego oddzielenia się od Arabów, życia bez Arabów, jest jakąś mrzonką. Jeśli ktoś chce żyć na Bliskim Wschodzie, musi przywyknąć do myśli, że nigdy nie będzie można odłączyć się od Arabów. Jeśli nie chce żyć z Arabami, niech wyjeżdża do Paryża albo Warszawy. Powiem coś jeszcze: im bardziej Palestyńczycy żyjący w Izraelu przyswajają sobie kulturę izraelską, tym większy jest poziom ich alienacji. Nie ma w tym żadnego paradoksu – czują się po prostu coraz bardziej wykluczeni. Poziom odrzucenia państwa izraelskiego narasta wśród nich nieustannie od 1948 roku. Pierwsza i druga intifada to drobiazg w porównaniu z zagrożeniem, jakie stanowi dzisiaj potencjał nienawiści sfrustrowanych Arabów – obywateli Izraela. Oni nie będą bez końca tolerować tego, że państwo, w którym żyją, podkreśla, iż nie jest ich państwem, a tylko i wyłącznie Żydów. Skończy się na tym, że się zbuntują i zrobią w Galilei nowe Kosowo. To będzie oznaczało zasadniczy zwrot w dotychczasowej historii Izraela. I wielkie zagrożenie dla jego dalszego trwania.

http://www.bibula.com/?p=59583

Od wielu lat żadna książka tak silnie nie wstrząsnęła światem żydowskim jak „Wymyślenie żydowskiego narodu” Szlomo Sanda, profesora historii z prestiżowego Uniwersytetu Telawiwskiego. Izraelski naukowiec o polskich korzeniach przez jednych został określony jako wariat i antysemita, który kala własne gniazdo. Inni uważają go za wizjonera, który nie bał się wystąpić przeciwko największemu żydowskiemu tabu i złamać zmowę milczenia.

Jak wskazuje tytuł książki, profesor Sand uważa, że… naród żydowski został wymyślony. W Izraelu jego naukowa rozprawa spotkała się z wielkim zainteresowaniem czytelników i – rzecz niemal bez precedensu dla prac naukowych – trafiła na listę bestsellerów, na której znajdowała się nieprzerwanie przez 19 tygodni. Podobny sukces odniosła we Francji, gdzie zdobyła prestiżową nagrodę Prix Aujourd’hui.

W październiku książka wyszła po angielsku i trafiła do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych pt. “When and How the Jewish People Was Invented?”, wywołując kolejną falę polemik i prasowych sporów. Krytyczną recenzję książki opublikował niedawno „Financial Times”. Gazeta uznała ją za prowokację. Federacja Syjonistyczna Wielkiej Brytanii i Irlandii zaś ostrzegła, że lansowanie podobnych tez „może się przyczynić do wzrostu incydentów na tle antysemickim”. Autor książki – według organizacji – szuka zaś taniej sensacji.

Kto wymyślił naród żydowski?

Żydowscy historycy żyjący w Niemczech w drugiej połowie XIX wieku. To był okres kształtowania się nowoczesnych nacjonalizmów w Europie. Mieszkańcy Starego Kontynentu zaczęli wtedy myśleć kategoriami wspólnot etnicznych. Rodziły się narody: niemiecki, polski, francuski. Żydowscy historycy w Niemczech byli ludźmi swoich czasów i działali pod wpływem dominujących w nich prądów. Wzorowali się na nacjonalistach państw europejskich, głównie Niemcach, i w taki sposób powstał syjonizm, a wraz z nim naród żydowski.

Jak to „powstał”?

Powstał, bo wcześniej nie istniał.

Przecież Żydzi mieszkali w Europie od dwóch tysięcy lat. Odkąd zostali wygnani przez Rzymian z Palestyny.

Nic takiego się nie stało. To mit. Rzymianie wcale nie wypędzili Żydów z Palestyny, a Żydzi wcale nie przybyli do Europy. System kar, jaki Rzymianie stosowali wobec ujarzmionych nacji, nie przewidywał masowych wysiedleń. Wyrzucenie całego narodu z jego ziemi to bardzo skomplikowana operacja, której wykonanie stało się możliwe dopiero w XX wieku wraz z rozwojem niezbędnej infrastruktury, np. linii kolejowych. Nawet Trzecia Rzesza miała spore problemy z takimi operacjami, a co dopiero Imperium Rzymskie. Rzymianie byli oczywiście brutalni. Mogli zabić wielu ludzi, spalić miasto, ale nie wypędzali całych narodów.

Ale przecież to fakt powszechnie znany…

Oczywiście, że powszechnie znany. O wypędzeniu napisano w deklaracji niepodległości Izraela z 1948 roku, a nawet na naszych banknotach. Do tego bowiem sprowadza się mit założycielski Państwa Izrael: wyrzucili nas z naszej ziemi dwa tysiące lat temu, ale teraz wróciliśmy, aby ją odebrać. Nawet ja – zawodowy historyk od kilkudziesięciu lat – bezkrytycznie w to wierzyłem. Dopóki dziesięć lat temu nie postanowiłem zbadać tego problemu…

Co się okazało?

Zacząłem od literatury przedmiotu. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że nie ma ani jednej książki naukowej na temat wypędzenia Żydów z Palestyny. Wyobraża pan to sobie? Jedno z najważniejszych wydarzeń w historii narodu, a nikt nie napisał na ten temat opracowania historycznego!

To jeszcze nie dowód, że to nieprawda.

Bądźmy poważni. Mamy do czynienia z wielką mistyfikacją. Mit o wypędzeniu Żydów to wytwór chrześcijańskiej propagandy z IV wieku. Miała to być kara za zabicie Syna Bożego. Właśnie do tego mitu nawiązali syjoniści w XIX wieku. Aby zbudować naród, trzeba było spreparować jego pamięć. Francuscy nacjonaliści odwoływali się do starożytnych Galów, włoscy do Juliusza Cezara, a niemieccy do Teutonów. Żydzi wzięli z nich przykład. Ogłosili, że Rzymianie wypędzili ich przodków z Palestyny, ci rozeszli się po całej ziemi, ale teraz muszą znowu połączyć się w jeden naród.

Ale przecież to jest fakt – w Europie, Afryce i w Azji istniały lub nadal istnieją skupiska Żydów.

Tak, ale wszyscy ci ludzie nie są wcale potomkami wypędzonych Żydów z Palestyny. Mało tego, w sensie etnicznym wcale nie są Żydami. To przedstawiciele rozmaitych innych ludów i narodów, których przodkowie przed wiekami nawrócili się na religię judaistyczną. Żydzi znaleźli się na całym świecie nie dzięki jakiejś mitycznej wędrówce ludów, tylko dzięki masowemu nawracaniu! Bycie Żydem w Europie czy Afryce nie miało nic wspólnego z narodowością. Żydami byli po prostu wyznawcy judaizmu.

Judaizm jest jednak ściśle powiązany z tożsamością etniczną.

Teraz tak. Ale wystarczy przestudiować starożytne źródła arabskie, wczesnochrześcijańskie, pogańskie czy żydowskie (z Talmudem na czele), aby się przekonać, że religia judaistyczna długo była religią nawracającą. Od II wieku przed narodzeniem Chrystusa aż do IV wieku naszej ery judaizm był najważniejszą monoteistyczną religią na świecie, której celem było pozyskanie jak najwięcej nowych wyznawców. Przekonanie pogan, że powinni wierzyć w jednego Boga, co robiono zresztą bardzo skutecznie. I stąd na świecie wzięło się tylu Żydów.

Ale przecież większość Żydów w Polsce wyglądała zupełnie inaczej niż Polacy. Nie mogli to być nawróceni na judaizm Słowianie.

Na judaizm nie nawracali się tylko poszczególni ludzie, ale – tak samo jak w przypadku chrześcijaństwa – całe królestwa. Na przykład w Jemenie czy Afryce Północnej. Podobnie stało się z leżącym pomiędzy Morzem Kaspijskim a Morzem Czarnym królestwem Chazarów. W XII wieku ten nawrócony na judaizm turecki lud zaczął być jednak spychany przez Tatarów i Mongołów Dżyngis-chana na zachód. Zatrzymali się we wschodniej Polsce. Odpowiedź na pańskie pytanie jest więc prosta: 75 procent polskich Żydów wygląda inaczej niż Polacy, gdyż jest pochodzenia chazarskiego.

W Polsce panuje przekonanie, że Żydzi przyszli do nas z Zachodu, a nie ze Wschodu.

Ta teoria pojawiła się dopiero w latach 60. XX wieku. Wcześniej wszyscy wielcy historycy – począwszy od Ernesta Renana, aż po Marca Blocha – uważali, że Żydzi przybyli do Polski z Chazarii. Zdanie to podzielali zresztą badacze syjonistyczni, choćby jeden z najważniejszych żydowskich historyków międzywojnia Icchak Shipper z Warszawy. Oni mylili się tylko w jednym. Twierdzili, że Żydzi najpierw przyjechali do Chazarii z Palestyny, a dopiero potem do Polski.

W Polsce panuje przekonanie, że Żydzi osiedlali się u nas, uciekając przed prześladowaniami na Zachodzie. Polska miała być ostoją religijnej tolerancji.

Miło o tym mówić, a jeszcze milej słuchać. Obawiam się jednak, że muszę sprowadzić Polaków na ziemię. Z demograficznego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć istnienia tak wielkiej populacji Żydów w Polsce jako rezultatu emigracji z Niemiec czy z Hiszpanii. Tamtejsze społeczności były na to zbyt małe. Swoją drogą, czy pan wie, jak niemieccy Żydzi nie znosili polskich Żydów? Nazywali ich pogardliwie Ost-Juden. Uważali ich za półdzikich, brudnych Azjatów, z którymi nie chcieli mieć nic wspólnego. Takim terminem określali na przykład moich pochodzących z Łodzi rodziców.

Powiedział pan, że potomkami Chazarów było 75 procent polskich Żydów. A reszta?

Moja mama miała osiem sióstr. Pięć miało kruczoczarne włosy i semickie rysy – tak jak ja – ale trzy były blondynkami i miały niebieskie oczy. Do dziś wielu Żydów pochodzących z Polski ma europejski wygląd. Dlaczego? Otóż, królestwo Chazarów podbiło ziemie zamieszkane przez Słowian. Mniej więcej w okolicach Kijowa. 25 procent polskich Żydów to potomkowie tych Słowian, którzy przyjęli judaizm od swoich chazarskich władców.

A może to efekt mieszanych małżeństw?

Oczywiście, to też się zdarzało, ale nie na jakąś wielką skalę. Tak czy inaczej w efekcie tego podczas okupacji Niemcy mieli poważne kłopoty z rozróżnieniem Polaków od Żydów. Ojciec opowiadał mi, że podczas pierwszych miesięcy okupacji, które przeżył w Łodzi, Niemcy bezskutecznie próbowali identyfikować Żydów na oko. W efekcie wielu Żydów, którzy mieli idealnie aryjskie rysy, chodziło sobie swobodnie po ulicach. Niemcy – choć bardzo tego chcieli – nie mogli więc w Polsce dokonać Holokaustu na podstawie swoich teorii rasowych, pomiarów i tym podobne. Zagłada Żydów w Polsce została dokonana na podstawie dokumentów: spisów ludności, dowodów osobistych, świadectw urodzenia.

Skoro nie było takiego wydarzenia jak wypędzenie Żydów z Palestyny, to gdzie się ci Żydzi podziali?

Nigdzie. Nadal mieszkają na swojej ziemi w Palestynie. Potomkowie starożytnych Żydów to dzisiejsi Palestyńczycy. Ludzie ci zostali bowiem zarabizowani po tym, gdy w VII wieku Palestyna została podbita przez Arabów. Nie ma się im zresztą co dziwić. Arabowie ogłosili, że każdy, kto uzna Mahometa za proroka, zostanie zwolniony od podatków. Myślę, że gdyby ktoś coś takiego zaproponował dzisiejszym Izraelczykom, zapewne duża część z nich też by się nawróciła na wiarę Allaha. (śmiech)

Ale Palestyńczycy wyglądają przecież jak Arabowie. Nie różnią się od Egipcjan czy Irakijczyków.

Trudno, żeby po tylu stuleciach taki mały naród zachował etniczną czystość. Palestyńczycy często pytają mnie: czyli to my jesteśmy prawdziwymi Żydami? Nie, odpowiadam, jesteście tylko ich potomkami. Żyjecie bowiem w miejscu świata, przez które przechodziło wielu zdobywców i wszyscy zostawiali tu swoją spermę. Podbój arabski był również podbojem biologicznym. Nie zmienia to jednak faktu, że członek Hamasu z Hebronu jest bliżej spokrewniony z antycznymi Żydami niż izraelski żołnierz, z którym walczy.

Palestyńczycy nie są chyba zachwyceni, gdy mówi im pan, że w ich żyłach płynie żydowska krew?

Rzeczywiście, nie lubią o tym słuchać. (śmiech) To chyba najlepszy dowód na to, że nie jestem agentem Hamasu i nie napisałem swojej książki na zlecenie Arabów.

Wróćmy do kwestii żydowskiej tożsamości. Stosunek do Palestyny zawsze miał chyba także wymiar religijny.

Tak, i co ciekawe w religijnej tradycji żydowskiej wypędzenie miało wymiar metafizyczny, a nie realny. Przeciwieństwem „wypędzenia” zawsze było „odkupienie”. Dopiero rewolucja syjonistyczna przeformowała odwieczną judaistyczną formułę „wypędzenie” – „odkupienie” na „wypędzenie” – „powrót do ojczyzny”. Żydzi przez wieki uważali, że powrócą do Ziemi Obiecanej, dopiero gdy przyjdzie Mesjasz i rozpocznie się sąd ostateczny. Powrócą jednak w sensie duchowym, po śmierci.

Czy dlatego wielu religijnych Żydów do dziś nie popiera syjonizmu i Państwa Izrael?

Nie popiera? Oni uważają, że jego istnienie jest obrazą Boga i bluźnierstwem. Proszę zwrócić uwagę, że przez całe wieki Żydzi wcale nie pchali się do Ziemi Obiecanej, to się zaczęło dopiero w XX stuleciu. Żydzi w Babilonie żyli przecież w odległości czterech dni jazdy wielbłądem od Palestyny! I wcale nie chcieli się tam przeprowadzić.

Czyli wszystko zaczęło się od syjonizmu?

Tak, ale nawet gdy ta ideologia już istniała, większość Żydów wcale nie paliła się do wyjazdu na Bliski Wschód. Gdy pod koniec lat 80. XIX wieku w Rosji zaczęły się wielkie pogromy, wśród Żydów zawrzało. Część, jak Róża Luksemburg, stała się rewolucjonistami, część poparła socjaldemokrację, ale większość głosowała nogami. Zaczęła się masowa migracja do Ameryki. W latach 20. USA uznały jednak, że mają wystarczająco dużo Żydów, i zamknęły przed nimi drzwi. Wtedy nie było już wyboru – ludzie zaczęli osiedlać się w Palestynie. Kolejna fala przybyła z Niemiec po dojściu Hitlera do władzy w latach 30. A potem już poszło. II wojna światowa, Holokaust i ostateczne zwycięstwo syjonizmu, jakim było powstanie Izraela. Swoją drogą oglądał pan kiedyś słynne żydowskie filmy kręcone w Nowym Jorku w latach 20.? Jak pan myśli, jaki kraj przedstawiano w nich jako ukochaną ojczyznę, o jakim kraju mówiono z nostalgią i miłością?

Domyślam się, że nie o Palestynie.

O Polsce! To była dla Żydów prawdziwa ojczyzna. Mój ojciec, umierając w Izraelu, mówił właśnie o Polsce! Kraju, do którego tęsknił i uważał za swoją prawdziwą ojczyznę. Tak mówił o Polsce stary Żyd umierający w państwie żydowskim, w Ziemi Obiecanej. Ciekawe, co?

Pański ojciec przetrwał zagładę w Polsce?

Nie, w grudniu 1939 roku uciekł z niemieckiej strefy okupacyjnej do sowieckiej. Wziął mamę i siostrę (ja urodziłem się już po wojnie w obozie przejściowym w Austrii) i przedostał na teren opanowany przez Armię Czerwoną. Co ciekawe, ojciec przed wojną był działaczem komunistycznym, ale Sowietom się do tego nie przyznał. Bał się, że NKWD go zamorduje, tak jak zamordowała wielu innych działaczy KPP w latach 30. Moja rodzina uratowała się więc dlatego, że byliśmy Żydami, a nie komunistami. Wywieźli ich do Uzbekistanu i tam przetrwali wojnę.

Mam wrażenie, że czasami prowokuje pan swoich rodaków. Powiedział pan kiedyś, że powstanie Izraela było aktem gwałtu.

Zostałem wtedy zaproszony przez uniwersytet na terytoriach okupowanych. Po wykładzie Palestyńczycy zapytali mnie, dlaczego – choć jestem zwolennikiem takiej teorii historycznej – nadal usprawiedliwiam istnienie Państwa Izrael. Odpowiedziałem, że nawet dziecko zrodzone w wyniku gwałtu ma prawo do życia. Potem opisały to palestyńskie gazety i zrobiło się sporo szumu. Ale ja to podtrzymuję. Uważam, że Izrael ma prawo do egzystencji na Bliskim Wschodzie.

Ale nie z powodu bajek o powrocie do ziemi przodków, ale dlatego, że próba zniszczenia go doprowadziłaby do niewyobrażalnej tragedii.

Ale obecny kształt tego państwa panu nie odpowiada?

Nie. Mój sprzeciw wzbudza to, że Izrael oficjalnie nazywa się państwem żydowskim, a na naszej fladze jest gwiazda Dawida. Sprawia to, że ćwierć populacji kraju [tak zwani izraelscy Arabowie, nie mylić z Palestyńczykami mieszkającymi na terytoriach okupowanych – przyp. red.] traktowana jest jak obywatele drugiej kategorii. Izrael powinien porzucić swój żydowski charakter i stać się świeckim państwem Żydów i Arabów.

Czy to nie utopia? Wielu Izraelczyków uważa, że w sytuacji, gdy kraj znajduje się w morzu wrogich Arabów, oznaczałaby to samobójstwo.

Jest dokładnie odwrotnie! Izrael czeka katastrofa, jeżeli się nie zmieni. Prędzej czy później dojdzie tu do masowej rewolty. Nie wybuchnie ona w Autonomii Palestyńskiej, ale na północy Izraela, w Galilei, której większość mieszkańców stanowią Arabowie. Galilea będzie izraelskim Kosowem. Kosowo zaczęło separować się od Serbii, gdy kraj ten stał się państwem plemiennym, nacjonalistycznym. Choć zamieszkane przez Albańczyków, nie chciało przyłączyć się do biednej, zapóźnionej Albanii i zdecydowało się na samodzielność. To samo stanie się z Galileą. Izraelscy Arabowie nie będą chcieli wejść w skład zacofanej Autonomii Palestyńskiej, ale długo już w państwie żydowskim nie wytrzymają.

Żydzi i Arabowie mieliby stworzyć razem jedno państwo? Przecież nienawiść jest tak wielka…

I kto to mówi? Polak! A czy między wami a Niemcami nie było wielkiej nienawiści? I ten wasz konflikt nie trwał 60 lat, tylko 1000! A teraz jakoś jesteście świetnymi sąsiadami i znaleźliście się w jednej federacji! A Polacy doznali od Niemców tyle krzywd. Ja akurat jestem jednym z tych Żydów, którzy nie zapomnieli, że w Polsce podczas wojny nie zginęły tylko trzy miliony polskich Żydów, ale również trzy miliony Polaków. Pamięta pan film Claude’a Lanzmanna „Szoah”? Dzięwięciogodzinny dokument, większość nagrana w Polsce, i ani słowa o tym, że Polacy też ginęli w obozach.

Jaka przyszłość czeka Izrael?

Bardzo ponura. Obawiam się, że w dalekiej perspektywie nie ma żadnej szansy, żeby przetrwał na Bliskim Wschodzie jako państwo żydowskie. Należy zerwać z tym nonsensem i porozumieć się z Arabami. Przyjąć wreszcie do wiadomości rzecz oczywistą: że jesteśmy wielokulturowym, wieloetnicznym społeczeństwem, a nie żadnym plemiennym monolitem, który może się separować od Arabów. Proszę się przespacerować ulicami Tel Awiwu. Jaki pluralizm! Ile ludzkich typów! Żydzi europejscy, Żydzi bliskowschodni, Polacy, Rosjanie, Etiopczycy! I ci wszyscy ludzie uparcie powtarzają, że w ich żyłach płynie jedna krew.

Rzeczywiście trudno uwierzyć, żeby etiopscy Żydzi byli potomkami Żydów z Palestyny.

Trudno uwierzyć? Przecież to są Murzyni! Najgorsze jest w tym to, że ci dorośli ludzie całkowicie na poważnie, bez mrugnięcia okiem twierdzą, że są potomkami króla Salomona. Żydami, którzy zgubili się przed wiekami w Afryce, ale już całe szczęście się odnaleźli i wrócili do domu. Są momenty, w których wydaje mi się, że świat zwariował. Jedna z największych tragedii ludzkości polega na tym, że ludzie patrzą, ale nie widzą. Żyjemy w oparach ideologii, które lansują najbardziej karkołomne teorie, a my bezrefleksyjnie je przyjmujemy i uważamy za prawdę objawioną.

Pańska teoria również wzbudza wiele kontrowersji. Jest pan nawet oskarżany o antysemityzm.

Polityka Państwa Izrael przyczyniła się do znacznie większego wzrostu antysemityzmu niż moja książka. Gdy ktoś mówi coś niewygodnego, najłatwiej jest go oskarżyć o antysemityzm. Ja nie dam sobie zamknąć ust i dalej będę się starał obalić niebezpieczny mit, że Izraelczycy są wspólnotą etniczną. Doprowadza on bowiem do szaleństwa, jakim jest udawanie, że ćwierć populacji naszego kraju nie istnieje. Jak długo jeszcze można utrzymywać tę iluzję? Obiecałem sobie, że nie będę szedł na żadne kompromisy z ideologią, jak robi to wielu innych badaczy. Mówić półgębkiem czy posługiwać się aluzjami. Jestem na to za stary. Mówię prawdę, bo niedługo może już być za późno. Ten sam mit, na podstawie którego narodził się Izrael, może się okazać mitem, który go zniszczy.

Rozmawiał Piotr Zychowicz

2 thoughts on “104 Kto, kiedy, jak i po co wynalazł tzw. naród żydowski 01

  1. http://www.kresy.pl/wydarzenia,europa-zachodnia?zobacz/list-do-zagranicznych-mediow-przed-rocznica-wyzwolenia-obozu-auschwitz


    Lokalizacja obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej. Większość z nich znajdowała się na terenie III Rzeszy. Źródło: Wikipedia

    List do zagranicznych mediów przed rocznicą wyzwolenia obozu Auschwitz
    Dodane przez wachmistrz_Soroka
    Opublikowano: Poniedziałek, 25 stycznia 2016 o godz. 09:09:51

    W związku ze zbliżającą się rocznicą wyzwolenia obozu Auschwitz, do zagranicznych mediów zostanie rozesłany list, który ma na celu zapobiec używania kłamliwego sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”.

    W porozumieniu z MSZ akcję prowadzi Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom. Adresatami są głównie niemieckie media, gdzie między 26 a 27 stycznia pojawia się wiele artykułów dotyczących wkroczenia Armii Czerwonej do Auschwitz. Po otrzymaniu takiego listu, trudniej im będzie wytłumaczyć się z użycia sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”.

    – Chodzi o to, by nie pojawiały się te oszczerstwa w druku, bo one zatruwają relacje polsko-niemieckie. Zwłaszcza w tym trudnym momencie, kiedy Niemcy wywierają nacisk na polski rząd i polskie społeczeństwo w celu przyjęcia tych warunków, które oni nam narzucają w związku z imigrantami, albo też chcąc obalić rząd RP – mówił Maciej Świrski, prezes Reduty.

    „Polskie obozy koncentracyjne” (ang. Polish concentration camps) to błędne określenie stosowane w niektórych mediach, publikacjach, w tym również w opracowaniach historycznych w odniesieniu do niemieckich, nazistowskich obozów koncentracyjnych znajdujących się w granicach okupowanej od 1939 roku przez Niemców Polski. Termin „polskie obozy koncentracyjne” nie tylko wyznacza położenie geograficzne tych obozów, ale sugeruje, że zakładali je i zarządzali nimi Polacy. Według niektórych poglądów sformułowanie wprowadzane jest celowo jako propaganda wymierzona w państwo polskie. Spotyka się także określenia pochodne jak „polskie obozy zagłady” (ang. „Polish death camps”) lub „Polski Holocaust” (ang. Polish Holocaust), niem. »polnische Häuser des Todes« – »Polish death houses«, »polnische Vernichtungslager«, »polnische Vernichtungslager Sobibor und Treblinka«.

    Państwo polskie, organizacje pozarządowe oraz środowiska polonijne od lat próbują przeciwdziałać pojawianiu się tego określenia w przestrzeni publicznej.

    Polubienie

  2. to ja tylko dodam w temacie:

    Bardzo dziękuje Ci Tom za ten film! Gross, Tokarczuk, Wegener, Obama, Comey… i inni wam podobni mali Goebbelsi i przeciw-polscy, przeciw-słowiańscy oszczercy i kłamcy… napawajcie się… także i waszą jewropejska i usraelską spuścizną, skoro ośmielacie się zaprzeczać faktom!!! 😦

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.