133 72 rocznica Rzezi Wołyńskiej, a nie tylko w „polskich wolnych mediach” o tym potwornym ludobójstwie cisza…


http://wolyn1943.pl/

Dziś mija 72 rocznica tzw. Krwawej Niedzieli, kiedy to zbrodniarze ukraińscy z OUN, UPA, jak i zwykli ukraińscy chłopi, otoczyli 99 polskich kościołów i wsi i w bestialski sposób wymordowali właściwie wszystkich mieszkających tam Polaków, nie oszczędzając dzieci, kobiety, starców… Od tamtego dnia zaczęła się na dobre tzw. Rzeź Wołyńska, w której na podstawie różnych szacunków zostało zamordowanych nawet 150 – 200 tys osób pochodzenia polskiego. Nie będę tu opisywał kto, kiedy, jak „rezał Lahiw”, w imię „samoistnej ukrainy”,.. bo jak ktoś jeszcze nie wie, to niech sobie poszuka i poczyta, najlepiej przed sutym obiadem…

Tematem tego artykułu nie jest ani sama Rzeż Wołyńska, ani to dlaczego do niej doszło itp, ale to w jaki sposób jest ona DZIŚ „upamiętniana” w „wolnej Polsce”. Przeszukałem dziś trochę wiodących stron internetowych tzw. „wolnych polskich mediów” i tylko na onet.pl odnalazłem JEDEN artykuł, który nawiązuje do tego ludobójstwa… Tylko jeden,.. za to o zbrodni z Srebrenicy, gdzie Serbowie rozstrzelali muzułmańskich mężczyzn zdolnych do dalszej walki, trąbi się wszędzie, jak o straszliwej zbrodni… To było straszne, a co z ofiarami Rzezi Wołyńskiej?!! No i co mam o tym wszystkim myśleć?!! Już nawet ci „źli Rosjanie”, potrafią zachować się jak ludzie… czego nie można powiedzieć, o większości „naszych elit politycznych, dziennikarskich, intelektualnych”… Wnioski pozostawiam czytającym…

Ja od siebie muszę to napisać jeszcze to:

NIELUDZKIE KURWY, KTÓRE ZAPRZECZAJĄ I NIE UPAMIĘTNIAJĄ LUDOBÓJSTWA DOKONANEGO NA POLAKACH PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY, JAK I INNYCH LUDOBÓJSTW DOKONANYCH NA SŁOWIANACH, POLAKACH I INNYCH LUDACH, W PEŁNI ZASŁUGUJĄ NA TAKIE SAMO POTRAKTOWANIE PRZEZ LOS, JAK CI O KTÓRYCH MĘCZEŃSTWIE, Z TEGO CZY TAMTEGO SWOJEGO CHOREGO POWODU, PAMIĘTAĆ NIE CHCĄ!!!

https://pl.wikipedia.org/wiki/Krwawa_niedziela_na_Wo%C5%82yniu

Krwawa niedziela na Wołyniu – 11 lipca 1943 roku, punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej, akcja masowej eksterminacji polskiej ludności cywilnej na Wołyniu przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B), Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) oraz ukraińską ludność cywilną. Tego dnia zaatakowano w 99 miejscowościach, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim. W następnych dniach masakry były kontynuowane.
(…)

Masakry 11 lipca

W nocy z 10 na 11 lipca 1943 oddziały UPA przy wsparciu chłopstwa ukraińskiego zmobilizowanego w tzw. Samoobronnych Kuszczowych Widdiłach przystąpiły do skoordynowanego ataku na miejscowości, w których żyli Polacy, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim, a także kowelskim. Jednej z pierwszych masakr dokonano w Dominopolu, rozstrzeliwując przy okazji współpracujący dotąd z UPA oddział partyzancki Stanisława (Celestyna?) Dąbrowskiego. Sprawcy (przypuszczalnie upowcy zahonu „Sicz” Antoniuka) zabili około 220 Polaków. Około godziny 2.30 UPA napadła na Gurów, zabijając 200 Polaków. Pół godziny później ci sami sprawcy przeszli do Wygranki, gdzie zamordowali 150 osób[7].

Oprawcy działali w wyspecjalizowanych grupach – jedne pododdziały otaczały wieś kordonem, inne zajmowały miejscowość, gromadziły ofiary w jednym miejscu i dokonywały masakry. Oczyszczaniem terenu z niedobitków oraz grabieżą zajmowali się ukraińscy chłopi[5]. Oddziały UPA po dokonaniu masakry w jednym miejscu szybko udawały się do następnej osady, którą zamierzano wymordować[7].

W kilku przypadkach (Chrynów, Krymno, Kisielin, Poryck, Zabłoćce) dokonano zbrodni na Polakach zebranych na mszy w kościele[5]. W Chrynowie zamordowano 150 osób, W Krymnie 40, w Porycku 200, a w Zabłoćcach 76. W Kisielinie zginęło 90 Polaków, lecz część wiernych zdołała zabarykadować się na piętrze plebanii i obronić przed atakami upowców. W wyniku ataków na kościoły zginęło dwóch księży (Józef Aleksandrowicz w Zabłoćcach oraz Jan Kotwicki w Chrynowie), zaś ks. Witold Kowalski z Kisielina został ciężko ranny. Ksiądz Bolesław Szawłowski według sprzecznych relacji zginął także 11 lipca (w kościele w Porycku), lub też został jedynie ranny a upowcy odnaleźli go i dobili dzień później[8].

Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, kos, pił, noży, młotków i innych narzędzi zbrodni. Nierzadko zbrodnie były dokonywane ze szczególnym okrucieństwem, ofiary były torturowane[5]. Często polskich zabudowań nie palono od razu, lecz dopiero po kilku dniach, by w tym czasie schwytać i zabić ewentualnych niedobitków, którzy powróciliby do swoich domów[5].

Grzegorz Motyka pisze, że 11 lipca 1943 oddziały UPA zaatakowały 99 miejscowości, w których żyli Polacy[2]. Timothy Snyder podaje, że „od wieczora 11 lipca 1943 r. do rana 12 lipca”, UPA zaatakowała w 167 miejscach [6]. 12 lipca UPA zaatakowała 50 miejscowości. Ataki były kontynuowane w dniach następnych. W całym lipcu 1943 celem napadów stało się 520 wsi i osad, zamordowanych zostało około 10-11 tysięcy Polaków[2].

Grzegorz Motyka uważa, że 11 lipca 1943 był dla Polaków jednym z najtragiczniejszych dni II wojny światowej[7].
Upamiętnienie

Posłowie klubów PiS, PSL, SLD i Solidarnej Polski oraz środowiska kresowe dążą do ustanowienia 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian[9][10].
Zaprzeczanie zbrodniom

Ukraiński historyk Wołodymyr Wiatrowycz w swojej książce „Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947” neguje fakt przeprowadzenia jakiejkolwiek zorganizowanej antypolskiej akcji OUN-B i UPA w dniu 11 lipca 1943. Według niego polskie doniesienia poświadczające ten fakt są niewiarygodne, ponieważ nie znajdują potwierdzenia w dokumentach OUN-B. Wątpliwości Wiatrowycza wzbudza także jakoby „cudownie rosnąca” liczba tych ataków przywoływana w kolejnych publikacjach. Stanowisko to spotkało się z krytyką Andrzeja Zięby[11], Pera Andersa Rudlinga[12] i Grzegorza Motyki. Autor ten skomentował tezy Wiatrowycza następująco:

„Autor „Drugiej wojny polsko-ukraińskiej” za rzecz niesłychanie ważną uznaje ustalenie ponad wszelką wątpliwość, ile polskich wiosek zostało zmasakrowanych 11 lipca 1943 roku. Zgadzam się z nim w ocenie wagi tej kwestii, dlatego chętnie podpowiem mu, w jaki sposób może on udowodnić polskim historykom, jak bardzo są oni (w tym także i ja) nierzetelni i megalomańscy, upierając się przy podawanych przez siebie liczbach. W swoich książkach podaję nazwy co najmniej kilkudziesięciu miejscowości wymordowanych tego dnia (w pracy Siemaszków Wiatrowycz zapewne znajdzie przy odrobinie wysiłku pełen wykaz dziewięćdziesięciu dziewięciu napadniętych tego dnia osiedli). Wystarczy tylko udowodnić, że tych konkretnych wiosek nikt nigdy nie wymordował. Kto wie, może te osiedla dalej istnieją? […] Przepraszam, ale brak w dokumentach OUN i UPA szerokiej i pełnej informacji o napadach tego dnia nie jest dla mnie wystarczającym dowodem na to, że dziesiątki świadków cudem ocalałych z rzezi uległo zbiorowemu złudzeniu. Szczególnie, gdy biorę do ręki Litopys UPA i w sprawozdaniu „Z bojów zahonu Siczi” czytam: „11 VII 43 r. na Byskupczyn (Biskupcze) z bojówki nr 6 wyjechało 30 ludzi, żeby prowadzić likwidację seksotów [tajnych współpracowników – przyp. G.M.] rekrutowanych spośród ludności polskiej. Zniszczono około 2000 osób. Po naszej stronie ofiar nie było.”[13]
(…) Czytaj dalej